Motto: Język nie jest ani niezależnym organizmem
ani nietykalnym bóstwem; jest narzędziem i działalnością. Mamy nie tylko prawo,
ale i społeczny obowiązek ulepszać to narzędzie zgodnie z jego przeznaczeniem,
a nawet zastąpić istniejące narzędzia lepszymi. Baudouin de Courtenay, 1907
Seksizm w języku polskim jest
faktem – formy gramatyczne, nazwy wielu zawodów, stylistyka, treści podręczników i lektur z kanonu to przykłady pierwsze z brzegu. Szczegółowo
omówiła je
Liliana Religa, feministka i tłumaczka, otwierając panel ‘Genderowa
lekcja polskiego’ w Centrum Edukacji. Między innymi takie:
- występują luki w
nazwach – brak żeńskich końcówek w zawodach fizycznych bądź w polityce czy w
wojsku to sygnał wysyłany do dziewczynek, że to nie dla nich (magister, minister, strażak, mechanik,
premier, prezydent); z kolei brak męskich wersji prostytutka, niania, akuszerka, przedszkolanka, kosmetyczka w
zawodach/zajęciach nisko płatnych lub pogardzanych;
- epitety negatywne określające
kobiety lub mające konotacje żeńskie: babochłop,
herod-baba, chłopczyca, maminsynek, zniewieściały, laluś;
- deprecjonowanie tej
samej czynności w wykonaniu kobiet: babskie
gadanie por. męska rozmowa;
- formy żeńskie nie
występują w ogóle: kawaler uśmiechu, mąż
stanu (...)
Następnie zabrała głos Ewa Rutkowska – nauczycielka filozofii
i etyki, która wypowiedziała się na temat
seksistowskiej komunikacji w polskiej szkole. Główny obszar to podręczniki: w tych przedszkolnych i do szkoły podstawowej,
a także do religii, mama ciągle pracuje w kuchni, tata zaś buduje, konstruuje.
W podręczniku do etyki nie ma żadnej kobiety etyczki cytowanej, jakby nie brały
udziału w debacie moralnej, etycznej. Matematyka – ćwiczenia miewają zadania
skrajnie seksistowskie, ale niejako w ukryciu. Np. dziecko ma wyliczyć, ile
zostanie rodzinie po wydatkach, od dochodu odlicza rachunki za prąd czy gaz i
wydatki wszystkich członków rodziny: ojca, rodzeństwa, wujka, ale bez matki,
tak jakby nie miała żadnych potrzeb.
Pozostałe panelistki udzieliły wskazówek, jak kobiety mogą
reagować na taki wykluczający język, czy to używany celowo, czy też
nieświadomie. Najważniejsze jest właśnie uświadomienie sobie i innym, co nam
nie odpowiada, następnie poddanie refleksji, czemu np. wolimy być nazywane
‘nauczycielem’ lub ‘dyrektorem’ zamiast ‘nauczycielką’ i ‘dyrektorką’.
Marta
Konarzewska, polonistka i redaktorka, znajduje w takich sytuacjach formy
pośrednie typu ‘dyrekcja’ albo raz stosuje formę męską a raz żeńską – ‘To bywa
karkołomne, ale jest do zrobienia’ – twierdzi.
Z kolei Małgorzata Borowska, trenerka umiejętności
społecznych, wskazywała wartość wychowania do asertywności, którego brakuje w
naszej rzeczywistości edukacyjnej. „Można i należy
reagować w sytuacji agresji werbalnej motywowanej stereotypami i uprzedzeniami –
podkreśliła współautorka równościowych poradników. Jeśli chodzi o dzieci, to
bardzo pomaga dobra, wzmacniająca relacja z osobą dorosłą, nie trening
uległości, ale pozwalanie na wypowiadanie własnego zdania. Żeby spłakana
dziewczynka, która w przedszkolu usłyszała, że skarpetki z piratami są męskie, a
dinozaury dla chłopców, na drugi dzień wróciła tam i powiedziała: dinozaury są
dla wszystkich! Nasza szkoła osiąga wyniki postawą uległości. Należy to zmienić”. Warto, aby obie płcie uczyły się
wypowiadania własnego zdania, dochodzenia swoich praw, obrony psychicznych
granic.
Uzupełnieniem tego panelu, który mi osobiście dał wiele do myślenia, była wystawa na temat ambiwalentnego seksizmu autorstwa Weroniki Rafy. To z niej pochodzą zrobione przeze mnie zdjęcia: