niedziela, 18 sierpnia 2013

HEROIZM KOMIKA 1999

Do ubiegłego tygodnia najlepszym filmem o wojnie, jaki zdarzyło mi się w życiu oglądać, był „Underground” Kusturicy z muzyką Bregovicia. Tydzień temu poszłam na „Życie jest piękne” Benigniego. Od tamtej pory mam dwa najlepsze filmy o wojnie; filmy zresztą zupełnie różne – i bardzo dobrze. Zaznaczę przy okazji, że żadnego z nich nie uważam za film wojenny, traktujący o konkretnym wydarzeniu, autentycznych postaciach, odzwierciedlający historyczną sytuację – bo nie o to chodzi.



„Underground” fascynuje mnie parabolicznością, mówieniem prawdy poprzez mówienie nieprawdy – zmyślenie filmowe uderza jak obuchem i naprawdę widzi się cały absurd, bezsens, groteskę i tragizm wojennego wyrzynania się. Przy czym ma już ów film kilka lat i nie doczekał się pokoju w byłej Jugosławii. Wygląda na to, że historia nie ma wcale dość masakr w naszym cudownym XX wieku...   



„Życie jest piękne” zapiera dech w piersiach w każdej niemal minucie projekcji. Iście chaplinowskie gagi, prawdziwy humor bez krzty wulgarności i bardzo naturalne kreacje aktorskie sprawiają, że jesteśmy niezmiernie blisko tego, co się dzieje. Holocaust przestaje być patosem, wyuczonym żalem – staje się osobistą tragedią każdego z nas. To co, że nie padają żadne liczby dotyczące ilości ofiar, że tak naprawdę reżyser, a za nim widz, „interesuje się” tylko jedną rodziną – mogę tu powtórzyć za Sienkiewiczem: „Sto tysięcy obnażonych dziewic czyni mniejsze wrażenie niż jedna”, jedna więc „principessa” z synkiem i mężem przeżywająca koszmar faszyzmu, skupia w sobie prawdę o grozie nienawiści, sile miłości i potędze wyobraźni. I ta wojna na szczęście się kończy!

Dwie wojny, dwa filmy, jedna ludzka natura, ale przecież niejednakowa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz