Słucham
i zapominam, Widzę i zapamiętuję, Robię i rozumiem;
Usłyszałem
i zapomniałem, Zobaczyłem i zapamiętałem, Zrobiłem i zrozumiałem;
Powiedz
mi, a zapomnę, Pokaż mi a zapamiętam, Pozwól mi zrobić, a zrozumiem.
Utkwiły mi one w pamięci niczym wschodnie
haiku, przypominając się czasem znienacka, ni stąd ni zowąd, czasem zaś w
odpowiadającej ich treści sytuacji (uczelniane zajęcia z dydaktyki lub... harcwykłady...), zawsze zmuszając mnie do przysłowiowej minuty mądrości =
minuty kontemplacji. Z pozoru tylko słowa te przekazują tezę o działalności
ludzkiego mózgu i, ewentualnie, rodzajach pamięci: wzrokowej, słuchowej czy
tzw. ruchowej. Dla mnie są one przede wszystkim kwintesencją metody
harcerskiej i gwarancją jej nieśmiertelności. Śmiało mogą być argumentem w
dyskusji <<Harcerstwo XXI wieku>> - argumentem przemawiającym za
stosowaniem starych, przedwojennych sposobów harcowania. Tych z
Grodeckiej i Phillipsa; tych z Kamińskiego i – żaden ze mnie Kolumb – Baden –
Powella...
W przeważającej swej masie szkoła m ó w i, czasem p o k a z u j e –
cóż, wykład, pogadanka, czy też zadanie lektury (nie mówię tu o literaturze
pięknej!) to jednak najszybsze z metod nauczania. A ilość materiału – z roku na
rok – przyrasta... Uczniowi, który akurat nie jest omnibusem, nie pozostaje nic
innego jak zasada 3Z: zakuć, zdać, zapomnieć. I jak się w praniu okazuje, kolejnym reformom nic, albo prawie nic do tego...
- A czym było, jest i oby będzie tak dalej prawdziwe harcerstwo?
Prawdziwe harcerstwo to szkoła życia, która kształtuje światopogląd
harcerzy i realnie wpływa na ich codzienne funkcjonowanie w swoich
środowiskach. To naturalne i pośrednie uczenie w działaniu, w grupach – razem –
ale indywidualnie! Od drugiego roku studiów jestem fanatyczką metody
harcerskiej i pamiętam, jak wstrząsnęło mną odkrycie, iż ten prawdziwy skarb,
znajdujący się w rękach instruktorów ZHP od prawie 90 lat, doskonale przekłada
się na współczesne, rzekomo nowe i odkrywcze metody stosowane w
zarządzaniu, ruchu oazowym, Nowej Szkole...
Czym różni się dydaktyka akademicka od metody
harcerskiej? Dlaczego w ciągu półrocza (jak dotąd) swojej nauczycielskiej pracy
dziękowałam Bogu za to, że jestem harcerką i że postawił na mojej drodze
studenckiej zarówno KHKA „Diablak” jak i Ruch Całym Życiem? Z całą świadomością
magistra dydaktyki mogę napisać, iż o ile prawdziwe harcerstwo jest „szkołą
życia”, o tyle prawdziwe instruktorstwo jest „szkołą dydaktyki”!
Bogatsza o doświadczenia z drużyną w wieku podstawówkowo-gimnazjalnym uczę
j.angielskiego w szkole podstawowej i gimnazjum właśnie. I – po harcersku – daję
się uczyć! Moi uczniowie uczą mnie pokory – zupełnie nie rusza ich
osiągnięta przeze mnie bardzo dobra ocena z dydaktyki j. polskiego (czy to z
egzaminu, z pracy, czy z obrony...), ani trud zdawania dodatkowego egzaminu FC
(byle za wszelką cenę móc uczyć, jak nie „Polaka” to „Anglika”). Wykorzystują z
równą intuicją co bezwzględnością moją dobrą wolę, dobre serce i mimo wszystko
niezachwiane pojęcie o wyższości podmiotu nad przedmiotem – oraz o równości
podmiotów. Na szczęście wiem – a skąd, jak nie z harcerstwa?! – co może kryć
się za maską lekcyjnego przeszkadzacza, jak reagować na – bywa i tak – brutalne
prowokacje; wiem, że cierpliwość jednak popłaca i że chcieć to móc!
I o ile teoria – także dydaktyki akademickiej
– działa na zasadzie 'wszystko się może zdarzyć', szczególnie że sprzęt
komputeropodobny, który może wygenerować także wszystko, jest na wyciągnięcie
ręki, to praktyka szkolna zdecydowanie ogranicza rojenia o 'uczniu wirtualnym' (czy
modelowym) i przywraca rzeczywistości. Szkoda tylko, że jest to coraz częściej
bezosobowa praktyka testów i wiedzy liczonej w procentach. Nie ma to jak bieg
patrolowy, parada oszustów, czy inna typowo harcerska forma sprawdzania
wiadomości!
Mimo wszystkich zalet bycia nauczycielką
i instruktorką zarazem, cierpię na lekką
schizofrenię, która wynika z organicznej sprzeczności dwóch rzeczy: harcerskiej
dobrowolności i przymusu szkolnego. Zwłaszcza, iż u pedagogów napotkałam
myślowy precedens: nie musi tak być![i]
Powtarzam jednak – mi jako przeciętnej
jednostce nauczycielskiej z tzw. powołaniem harcerstwo dało
wiele: odwagę stosowania rozwiązań niekonwencjonalnych, trwały entuzjazm oraz
ów rodzaj nawiedzenia, który akceptował Mirowski[ii].
A także świadomość, że mnie nie interesuje proste przekazywanie wiedzy. Mnie
interesuje przekazywanie trwałej wiedzy z jednoczesnym budowaniem
wewnętrznych struktur – tak w zakresie umiejętności, jak i postaw. Innymi słowy
– staram się być wzorem, exemplum.
No i – posłużmy się językiem reklam – harcerstwo dało mi jedyną w swoim
rodzaju, niepowtarzalną, arcyskuteczną – METODĘ HARCERSKĄ. Stąd mój końcowy
apel – instruktorze! Pozwól mi zrobić, a zrozumiem – Twój wychowanek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz